Coś się kończy coś się zaczyna – Mirek KULESA
„Coś się kończy coś się zaczyna”*
czyli felieton pisany na raty
Dziwne uczucie, siedzieć w samolocie, patrzeć na szachownicę pól w dole i równocześnie mieć świadomość, że ten widok nie wróci jak zwykle za dwa tygodnie, gdy się wracało z urlopu. Ale może małe słowo wyjaśnienienia. Otóż słowa te pisane są jakieś dziesięć tysięcy metrów nad ziemią. W samolocie PLL LOT numer rejsu LO 001 z Warszawy do Chicago w dniu 15 września 2016r.
Tak się poskładało w życiu, że po 16 latach pracy w Ojczyźnie przyszła pora na zmiany i pora na nauczenie się czegoś nowego. Zapożyczony od Sapkowskiego tytuł felietonu w dość dobry sposób opisuje zarówno zachodzące zmiany jak i stan umysłu autora. Jako się rzekło to dość dziwne uczucie. Chyba najbliższe określenie to niepewność połączona z lekką ekscytacją. Bo za jednej strony człowiek porzuca utarte szlaki i wypracowane zachowania a wskakuje w całkiem nową rzeczywistość. I wskakuje nie po to aby po chwili wyskoczyć ale po to, żeby nauczyć się w niej poruszać. A wiadomo, że to musi potrwać, że nie będą do dwa tygodnie czy dziesięć dni ale miesiące a może i lata.
Trochę smutku jest bo w końcu tutaj zostaje wszyscy i wszystko co kocham. Zostają ludzie, zostają miejsca drogie sercu. Ale z drugiej strony to przecież tylko osiem tysięcy kilometrów. Przy obecnej technologii parę godzin lotu. Nie trzeba wsiadać w pociąg jechać dwa dni do Nowego Jorku a później przez kolejne trzy tygodnie bujać się na „Batorym”.
Trochę smutku jest bo przyszło wylecieć akurat w momencie gdy w Myślenicach drgnęło na rynku mediów elektronicznych. Nie żeby wcześniej była stagnacja, ale ktoś włożył kij w mrowisko i trochę nim poruszał. Ale z drugiej strony przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby pisać nawet z drugiej strony globu. Wynalazek Internetu sprawił, że nie trzeba już znajomości obsługi telegrafu, żeby przekazać wiadomość. Wystarczą podstawy obsługi komputera.
I może to będzie taki nasz mały most Myślenice – Chicago i okolice?
Trochę, żalu bo jednak coś się kończy…
…
Kilka tygodni minęło nawet nie wiem kiedy… To był czas pewnego „okrzepnięcia”. Nowe miejsca, nowi ludzie, nowe doświadczenia. Będzie jeszcze czas żeby nad niektórymi rzeczami dłużej się zatrzymać i może niektóre opisać, ale generalnie ostatnich kilka tygodni świetnie opisuje inny cytat tym razem z filmu niezapomnianego Barei: „zmiany, zmiany, zmiany”**
Pierwsze oznaki nadchodzących zmian dostrzegłem już w Polsce. Niby wyjazd przygotowywany był od dłuższego czasu, nieby powinien człowiek do tej myśli przywyknąć. A jednak… Dopiero w momencie gdy zobaczyłem obcego człowieka odjeżdżającego „MOIM” samochodem pomyślałem: „o cholera! To naprawdę się dzieje”