Największy samobój XXI wieku – Adrian BURTAN
Stało się – włodarze Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej (FIFA) ogłosili futbolową rewolucję – Mistrzostwa Świata, które odbędą się w 2026 roku, będą pierwszymi, w których wezmą udział, nie jak dotychczas – 32 drużyny – ale aż 48. W mojej opinii jest to kolejny cios w serce piłkarskiego świata.
Nie myślałem, że piłkarscy władcy tego świata konserwatywnie i wiecznie będą trzymać się zasad co do reguł turniejów rangi międzynarodowej, ale po rewolucyjnej zmianie podczas ubiegłorocznych Mistrzostw Europy we Francji, gdzie liczbę drużyn powiększono z 16 na 24 nie spodziewałem się, że kolejna nadejdzie tak szybko. Prezydent FIFA Gianni Infantino (tak, ten z ogoloną głową od losowania Ligi Mistrzów itp.) swoją decyzją spowodował niemałe zamieszanie i zdziwienie na tysiącach twarzy fanów piłkarskich. – Powiększenie mistrzostw świata oznacza, że więcej krajów będzie mogło marzyć. Musimy stworzyć z mundialu imprezę XXI wieku – tłumaczył Infantino. No w porządku, nowa formuła stwarza możliwość zakwalifikowania się do najważniejszej imprezy piłkarskiej drużyn, dla których drzwi Mundialu były dotychczas zamknięte. Ale co z duchem sportu, prestiżem, równą rywalizacją? 48-drużynowa impreza doprowadzi do tego, że naprzeciw siebie na murawie mogą stanąć Niemcy i np. drużyna złożona z kelnerów i listonoszy. A zgodzimy się, że nie o to chodzi.
Publiczność pragnie się zachwycać, kochać się w futbolu, zjadać go na śniadanie podczas oglądania przedmeczowych konferencji trenerów i piłkarzy, oraz trawić na kolację, kiedy to czeka na niego prawdziwa 90-minutowa uczta. Nie jest przyjemnością (no chyba, że dla kibiców zwycięskiej drużyny) oglądać jednostronne mecze, podczas których jedna drużyna bezlitośnie znęca się nad swoim przeciwnikiem. Jest dużo bramek, ale kompletnie nie ma tej magii – magii Mundialu. Powiedzmy sobie szczerze – co dało rozszerzenie EURO 2016? Tak naprawdę tylko zmienioną liczbę zespołów, trochę więcej meczów. Ale to było takie płytkie, na siłę. Europa to kontynent liczący około 50 państw – biorąc to pod uwagę na wspomniane EURO zakwalifikowało się pół Starego Kontynentu. Gdzie tu prestiż? No cóż, prestiżu może będzie coraz mniej, ale za to pieniędzy… oj, zer na koncie FIFA jej włodarze do dzisiaj nie przeliczyli. Liczą jeszcze te, które dostaną za Mundial w Katarze 2022 roku, który odbędzie się w… zimie.
Więcej zespołów to więcej wpływów, więcej meczy to także więcej transmisji, sponsoringu, sprzedanych biletów, wykupionych praw, a zatem więcej pieniędzy dla FIFA. Prosta ekonomia. Międzynarodowym organizacjom piłkarskim (i nie tylko) od jakiegoś czasu przestało chodzić o ducha rywalizacji i elitarność, to pieniądz zaczął rządzić futbolem. Nie wiem jak Wy, ale jest mi przykro. Jest mi przykro, że dawniej, jeszcze jako dzieciak, z niecierpliwością czekałem na piłkarską imprezę rangi europejskiej czy światowej, chcąc zobaczyć mecze, które ze względu na swój wyrównany poziom sportowy i wielkie emocje zapiszą się na kartach historii. Teraz tak jakby coś mi zabrano. 48 drużyn w jednym turnieju – chyba każdy z nas wie, że łatwiej jest zorganizować i opanować gości na kameralnym przyjęciu, niż na hucznej i radosnej, aczkolwiek “bolesnej” imprezie w strażnicy. Obawiam się, że porównanie to może funkcjonować także na Mistrzostwach Świata w 2026 roku.
FIFA dokonała swoistego gwałtu na Mundialu – odebrała jej istotne znaczenie. Oczywiście, kibicie nadal będą zapełniać stadiony i gromadzić się przed telebimami w wielkich miastach, głodni sportowych emocji. Ale to już nie będzie to samo – teraz do imprezy rangi międzynarodowej może się dostać niemal każdy, kto ma jakiekolwiek ambicje i trochę szczęścia. No ale na koncie FIFA będzie więcej pieniędzy. Tylko jak te fundusze zostaną zagospodarowane? Może na kolejną rewolucję, a może na przekręty finansowe, które ostatnio w centrum światowego futbolu są coraz powszechniejszym precedensem? Śmiem twierdzić, że my, jako piłkarscy zjadacze chleba, nigdy się tego nie dowiemy. Qvo Vadis, sporcie?